Mężczyźni, Ci prawdziwi nadal są wśród nas.

Mężczyźni, Ci prawdziwi nadal są wśród nas.

Mężczyźni, Ci prawdziwi nadal są wśród nas.


I wracam po raz kolejny, po nie wiadomo jak długiej przerwie.
Z czym? Tak naprawdę nie wiem jak określić to jednym słowem, ale najprościej chyba będzie - Z FACETEM. A raczej z facetami i relacjami damsko-męskimi, czyli temat, który chyba najbardziej mi leży i najlepiej mi się o nim pisze.
Jakiś czas temu poznałam kogoś, kto udowodnił mi, że prawdziwi faceci jeszcze istnieją na tym świecie i wiecie co? Więcej takich! Otwórzmy te oczy! Zacznijmy funkcjonować tak jak było kiedyś!
Facet dżentelmen, który otworzy Ci drzwi do tego pieprzonego samochodu, czy głupiej kawiarni, do której właśnie Cię zaprosił. Facet, który potrafi patrzeć prosto w oczy, potrafi odłożyć na bok telefon i nie zaglądać do niego ani razu gdy jest z Tobą, bo teraz jedyne co się liczy to rozmowa i czas, który Ci poświęca, a może on go z Tobą dzieli? Gdy nie może przy Tobie być, to próbuje pisać wiadomości, dzwonić, żeby wiedzieć co u Ciebie i co właśnie robisz. Ten, który potrafi powiedzieć Ci że ładnie wyglądasz, potrafi odprowadzić Cię nocą pod dom i poczekać aż bezpiecznie do niego wejdziesz i ze spokojnym, czystym sumieniem będzie mógł wrócić do swojego domu. Który każdego dnia potrafi przywitać Cię  wiadomością "Dzień dobry piękna, miłego dnia", która wywoła na Twojej buzi uśmiech. Wie, że dzień kobiet, urodziny czy walentynki to nie jedyny dzień w którym może dać Ci kwiaty, albo zaprosić Cię do restauracji. Potrafi sprawić, że Twoje nogi nagle stają się miękkie i przestajesz racjonalnie myśleć. Jest obecny. Po prostu. I to nie są żadne cuda, tacy faceci naprawdę istnieją!
Kiedyś nie było nic - a ludzie mieli wszystko.
Dziś, gdy mamy wszystko tak naprawdę nie mamy nic!
Nie potrafimy być blisko, zrobić tych wszystkich rzeczy.
Jeśli już traficie na kogoś, kto potrafi rozśmieszyć was i sprawić, że uśmiechacie się od ucha do ucha.  Jeśli spotkasz kogoś takiego, to powiedz mu jak bardzo jest dla Ciebie ważny - i postaraj się, aby nigdy nie chciał od Ciebie odejść. Na miłość Boską! Nigdy! Pilnuj tego, bo tacy ludzie są dziś trudni... do znalezienia. I nie mówię w tym wypadku tylko o facetach. Bo my-kobiety powinnyśmy robić to samo.
Bo my jesteśmy ślepe, tacy faceci naprawdę nadal istnieją, tacy jak kiedyś.
Większość nas bezmyślnie odtrąca każdego faceta myśląc "nic z tego nie będzie" zamiast pomyśleć "a co mi szkodzi spróbować?". Fakt, że znajdzie się cała masa takich i może być to stratą czasu, ale lepiej spróbować, niż żałować, że się nie spróbowało.
Lepiej próbować, niż oglądać kolejne romansidło lub inny dramat, narzekając, jacy to faceci obecnie są mało męscy.
Piszcie, rozmawiajcie, spotykajcie się i starajcie. WALCZCIE! Jeśli widzicie, że warto nie odpuszczajcie, tylko dlatego, że jedna rzecz wam nie odpowiada. Co z tego, że ta jedna rzecz jest zła, skoro cała reszta jest jak najbardziej na miejscu? I czujecie, że to może być ten jedyny/ta jedyna! ;)


I będziesz żywy aż do śmierci.

I będziesz żywy aż do śmierci.

I będziesz żywy aż do śmierci.

Jakkolwiek głupio brzmi ten tytuł, jest on tak bardzo prawdziwy jak to ze jeden plus jeden da nam dwa. Skąd mi się to wzięło? Ostatnio wywołałam kolejne zdjęcia kolejny z albumów ze zdjęciami zostanie dziś zapełniony. Każdy kto mnie zna dobrze wie, że zdjęcia to całe moje życie. Dziesiątki albumów, mnóstwo pudełek, do tego zdjęcia na komputerze, dyski i inne rzeczy oraz kasety ze mną i moją siostrą w roli głównej. Wszystko to WSPOMNIENIA.
Właśnie dziś zaczęłam grzebać w przeszłości. Jeszcze bardziej niż zwykle. Te klatki z życia mają to do siebie, że zawierają poniekąd straszliwe szczegóły. Pamiętają kolor ulubionej sukienki z dzieciństwa, wygląd zupełnie zapomnianej lalki i jej ubranek, ustawienie mebli w pokoju, tapetę. Pamiętają cudowne prezenty urodzinowe którymi był plecak z kaczką i nowa lalka. Mają w sobie pewnego rodzaju historie. Co jadłam w dniu gdy było robione to zdjęcie, kto trzymał mnie na rękach i dotykał moich dłoni którymi właśnie piszę. Dlaczego tak łatwo puściłam wspomnienie o poczuciu bezpieczeństwa, gdy miałam trzy, pięć, sześć lat? Dlaczego nikt mi nie powiedział, żebym lepiej trzymała tę rękę najmocniej jak potrafię, skoro są to ostatnie chwile, jakie były nam dane?
Zdjęcia na których widzę szczęście, którego teraz nie ma. Zeszłoroczne święta, gdzie jesteśmy wszyscy i dzielimy się opłatkiem. Zdjęcia ze świąt gdy miałam trzy może cztery lata i nie miałam pojęcia, że niedługo połowy tych ludzi ze mną nie będzie. To tak jak w filmach wojennych - od razu wiadome jest to, że co najmniej kilku bohaterów zginie. A z tych wszystkich osób z albumu ze zdjęciami, tylko ja wiem, jak to się wszystko skończy. Ta bezbronność to najbardziej przytłaczająca rzecz w tych zdjęciach. Bo ich już ze mną nie ma a ja nic na to nie mogę poradzić. Patrzymy na zdjęcia, a połowy ludzi już przy mnie nie ma. Nie mogę powiedzieć im jak bardzo ich kocham i jak bardzo za nimi tęsknie. Chociaż w niektórych sytuacjach byłoby to całkiem możliwe.
Czasami przychodzi taki moment, że rozmyślam co się stanie, gdy to mnie zabraknie. Jak umrę, kiedy umrę, co po sobie zostawię? Czy tak samo jak ja rozmyślam teraz będą rozmyślały moje dzieci?
Dzisiejszy dzień to pogrążenie się w historii mojej rodziny, w historii mojego życia. Uświadamianie sobie ile osób było przy mnie jeszcze parę miesięcy temu, a jak mało ich jest teraz. Ile nowych twarzy pojawiło się w moim życiu. Jak się zmieniło wszystko na przestrzeni lat. Zdjęcie, po zdjęciu. Nowa historia, nowe początki. Dokładnie za osiem miesięcy będę miała dziewiętnaście lat, a moim marzeniem nie jest już plecak z kaczką, nowa lalka, puzzle czy żadna inna rzecz. Moim jedynym marzeniem jest mieć znowu przy sobie osoby które kocham. Móc znowu się uśmiechnąć od ucha do ucha ze spokojem na sercu, że jutro ta osoba będzie przy mnie. Że przyjdzie, przytuli powie "dobrze że jesteś". Wydaje mi się, że z wiekiem dorastamy do pewnych spraw. Zaczynamy doceniać najcenniejsze wartości zbyt późno. Kochaj, szanuj i ciesz się tym co masz. Żyj chwilami i twórz wspomnienia, by za te kilkadziesiąt lat móc siąść i powiedzieć. Było fajnie.
Wspomnienia -  to jedyna rzecz której nikt nigdy mi nie odbierze. Ludzie mogą odejść, otoczenie w którym przebywamy może się zmienić, wspomnienia ciągle są i z nami zostaną.
Dlatego żyjcie tak, abyście mieli co wspominać.


Coś - Lecz nie wiadomo co. Ktoś - Lecz nie wiadomo po co.

Coś - Lecz nie wiadomo co. Ktoś - Lecz nie wiadomo po co.

COŚ - Lecz nie wiadomo co. KTOŚ - Lecz nie wiadomo po co. 

Zapewne mało kto zrozumie to co chciałabym w tym momencie powiedzieć, a może jednak znajdzie się ktoś kto pomyśli "mam dokładnie tak samo". Jest to pewnego rodzaju problem. A może raczej słabość. Nie potrafić, nie umieć i nie chcieć kogoś wykreślić ze swojego życia mimo, że go tak naprawdę nie ma…
Mogłaby się wydawać, że to tak naprawdę nic takiego. Przecież tej osoby nie ma. Nie widzimy się z nią, nie rozmawiamy, nie śmiejemy się. Jednak okazuje się prędzej czy później, że brak tej osoby sprawia, że czuje się pustkę. Ogromną.

Czasem zastanawiam się czy ludzie nie pojawiają się tylko po to, by otworzyć nam oczy na jakieś ważne sprawy, by pokazać nam nas samych. Udowodnić, że jesteśmy coś warci, pomóc nam dostrzec coś czego wcześniej nie dostrzegaliśmy. A potem zwyczajnie znikają prawie tak nagle jak się pojawili. Niby znikają, niby ich nie ma, a jednak - są. Czy tego chcemy czy nie. Spotykając przypadkowo na ulicy, przeglądając znajomych na jednym z portali społecznościowych. Chociażby w naszej głowie, myślach i sercu. Są i nic nie da się z tym zrobić. Nadal wciąż są jakoś „obecni” w Twoim świecie i życiu.
Niektórzy nie potrafią pogodzić się z tym, że tej osoby po prostu nie ma. Nie ma tak jak byśmy jej chcieli. Po czym to wszystko nie idzie w złość, że coś poszło nie tak, że tak cudowne "COŚ" nagle się skończyło, idzie w żal.W takie zwykłe „babskie łzy”.

Nie potrafimy do końca zapomnieć. Nie idealizujemy własnej przeszłości, jednak mimo tych wszystkich krzywd i tego jak własnie się to skończyło cieszymy się, że ten człowiek był w naszym życiu. Bo istnieją pewnego rodzaju więzi międzyludzkie, które są czasami tak zwyczajnie nie do wytłumaczenia...Wciąż trwają mimo, pomimo, na przekór i wbrew wszystkiemu i wszystkim... Nadal łączą nawet po tym, gdy wydaje się, że powinny się już dawno zerwać... Nadal jest coś, co już dawno nie powinno istnieć.

Żyjemy tym swoim życiem, które wciąż każdego dnia wraca na dobre tory. Niby wszystko jest okej, a czujemy pewną pustkę. Czujemy,że nie mamy w tym swoim życiu tego Kogoś kto uzupełniał ten nasz mały wielki świat. I nie ważne jak bardzo będziemy silni, że będziemy potrafili realizować wyznaczone cele, to w tym jednym wypadku jesteśmy całkowicie bezsilni. Wydaje mi się, że każdy z nas ma w życiu taką osobę, taką jedną krótką, być może długą, historię, która nieodwracalnie wpłynie na nasze życie.
Ludzie mówią, że się zapomni, że to był tylko epizod. A co jeśli to nie był tylko epizod? Co jeśli to była historia, która zmieniła nas całego i jest jedną z najważniejszych historii w życiu?
Przyjaźń Kobiety vs Mężczyźni

Przyjaźń Kobiety vs Mężczyźni

PRZYJAŹŃ KOBIETY VS MĘŻCZYŹNI

Wystarczy Chcieć!

Zacznę tak szczerze mówiąc nie wiadomo od czego. Jest to temat, który męczy mnie od dłuższego czasu. Nigdy nie potrafiłam przyjaźnić się z dziewczynami. Oczywiście, że miałam koleżanki, ale denerwowały mnie. Zawsze były grupki dziewczyn, które trzymały się razem. Podobnie się ubierały, czesały, chodziły do siebie na noc itd.  
Ja zawsze byłam tą, której wszędzie było pełno, która miała pełno siniaków i pozdzierane kolana tą, która większość swojego czasu spędzała z chłopakami na boisku. Nie byłam potencjalnym obiektem na przyjaciółkę "NA ZAWSZE", tym bardziej na dziewczynę. 
Tak na prawdę może nigdy ich nie potrzebowałam? Albo tak sobie wmawiałam? Może czasami chciałam mieć kogoś takiego, kto będzie mimo wszystko. 
Po każdej kłótni z bliższą koleżanką (którą jednak miałam) myślałam: "Jak ja sobie dam rade, zostanę sama, komu się wygadam, komu będę płakać w rękaw, kto odbierze mój telefon w środku nocy."
Teraz aż tak się tym nie przejmuję.

Czasami zwyczajnie angażujemy się w coś zbyt mocno.

Tak zwane papużki nierozłączki. Wszędzie razem. Ciągłe gadanie przez telefon o wszystkim, jaki tłok w autobusie, a pogoda taka do dupy, jak ludzie mnie denerwują. Planowanie wspólnej przyszłości, że chłopak odejdzie a wy będziecie na zawsze, bo przecież prawdziwa PRAWDZIWA PRZYJAŹŃ PRZETRWA WSZYSTKO. Mówicie sobie wszystko. Rozmawiacie o każdym. Przy okazji obgadujecie wszystkie wasze koleżanki – przecież to jak w studnię, nie? Nie. Nie nie nie.
A co jeśli "przypadkiem" wyjawi Twój sekret, albo zacznie spotykać się z Twoim byłym? Zaprzyjaźni się z Twoim wrogiem? Przyjaźń jest jak związek, a w każdym związku bywają ciężkie sytuacje. Kryzys. Jak to z dziewczynami, ciężki przypadek. Kłótnia i nagle przyjaźń NA ZAWSZE dobiega końca. 
Zdajemy sobie sprawę, że lepiej przyjaźnić się z chłopakiem. Bo po co ci jakiś kamień u nogi, który podbiera szminki, ubrania, buty i ośmiela się lepiej od ciebie wyglądać, kiedy ci najbardziej zależy na zrobieniu efektu wow.

Co w takim razie z chłopakami?

Co z przyjaźnią damsko-męską? Czy coś takiego w ogóle istnieje?
W swoim życiu poznałam mnóstwo ludzi. Każde z nich miało inne poglądy na świat. Znałam mnóstwo par, które nie akceptowały tego, że ich druga połówka ma przyjaciela/przyjaciółką płci przeciwnej. ZAZDROŚĆ.
Zazdrość w związku to norma, ale po co np. zabraniać swojej dziewczynie spotykania się z kolegami? Czy to ma sens?
Wśród wielu osób, które nie są w związkach, przeważa silne przekonanie, że przyjaźń damsko-męska nie ma sensu, nie istnieje, bo jeśli mężczyzna spotyka się z kobietą, to tylko w jednym celu. Nic bardziej mylnego! LUDZIE! Przecież przyjaźń to przyjaźń! Nie zależnie jakiej płci jesteście.
Jestem osobą, która dogaduje się tysiąc razy lepiej z facetami. W moim życiu od zawsze było mnóstwo chłopaków, kolegów, tak jak wspominałam, wszystko spowodowane było tym, że dorastałam z bratem i oczywiście cudownym sąsiadem. (tak jak obiecałam, wspominam o Tobie sąsiedzie ;) ) Byli w moim życiu, ale co z tego?
Czy każdy z nich był od razu przyjacielem?
Nie.

Bratnia dusza?

Miałam w swoim życiu przyjaciela. Był zawsze. Gdy walił mi się świat, gdy w nocy o północy z oczu lały mi się łzy. Gdy byłam w szpitalu. Gdy zerwałam z chłopakiem. Gdy straciłam bliską osobę. Ja byłam dla niego, on był dla mnie. ZAWSZE. Nie zależnie jak było między nami.
Często zdarza się tak, że gdy jedno z przyjaciół znajdzie drugą połówkę kontakt się urywa. Dlaczego? ZAZDROŚĆ.
Gdy jesteśmy wolni przyjaźń damsko-męska ma większy sens. Przecież to tylko spotykanie się, rozmawianie o wszystkim i o niczym. Płaczemy, śmiejemy się, tak jak z przyjaciółką.
Gdy my jesteśmy w związku, a nasza druga połówka ma przyjaciela/przyjaciółkę od razu w głowie pojawiają się czarne scenariusze. To jest właśnie ta zazdrość. Co oni mogą robić gdy są sami? Czy jest to przyjaźń bez podtekstów, ale przecież my sami kiedyś mieliśmy kogoś takiego i czy rzeczywiście tak było?
Większość osób myśli, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje, przecież jak można spotykać się z kimś tyle czasu i nic do niego nie poczuć? Przecież wystarczy moment, jeden bliższy kontakt, jedno spojrzenie.

PONOWNIE, nic bardziej mylnego! Wystarczy chcieć! Tak sądzę. Nie zależnie, czy jesteś facetem a Twoim najlepszym kumplem jest dziewczyna! Co w tym dziwnego? Taka przyjaźń na prawdę istnieje,
Jest osobą która Cie wspiera, bezinteresownie pomaga, doradza, akceptuje wady, słabości i porażki, potrafi słuchać, rozmawiać, milczeć, pocieszyć, konstruktywnie skrytykować, jest osobą z którą czujesz się bezpiecznie, świetnie się bawisz, przy której nie trzeba się wstydzić własnych łez, nie trzeba udawać kogoś innego, lepszego. Co za różnica jakiej płci jest?

Ta jedna rzecz

Ta jedna rzecz

Ta jedna rzecz wystarczy

Nagle trafiasz na jeden z tych testów typu "Jak dobrze znasz swoja drugą połówkę?"
Zawarte w tym teście pytania dotyczą zbędnych i prozaicznych informacji na temat ukochanej osoby takich jak ulubiony kolor czy co twój ukochany lubi robić w wolnym czasie? Oczywiście nie są to dokładnie te pytania, bo na te może i udałoby się odpowiedzieć, bo raczej wiemy co lubi robić ukochana osoba. No ale dobra. Robisz test i według niego okazuje się, że wcale nie znasz tej drugiej osoby. Brzmi to zabawnie znając kontekst tej relacji. Bo jakie znaczenie ma ulubiony kolor, czy ulubiona potrawa albo piosenka, gdy wiesz jak wiele tych dwoje przeszło? Co robili by przetrwać to bagno? Ile nerwów, ile łez, ile nieprzespanych nocy? Jakie znaczenie mają te wszystkie prozaiczne sprawy, gdy uświadamiasz sobie, jak wielką próbę przeszła ich miłość? Podpowiem: nie mają żadnego.
Bo wiesz co sprawia, że na jego twarzy pojawia się uśmiech. Wiesz jak bardzo nienawidzi Twoich łez i nienawidzi jak przebywasz w towarzystwie osób płci przeciwnej. Wiesz, że w jego urodziny lepiej nie dawać mu żadnego prezentu, bo najlepszym prezentem dla niego byłaby Twoja obecność.
Gdy denerwuje się na cały świat lepiej zostawić go chwile samego, dać mu święty spokój. On i cztery ściany. Wiesz, że musicie przetrwać największe piekło, a potem jest jak w raju. Wiesz to, po prostu, bo mu na Tobie zależy. A czy w tym teście były pytania, na które mogłaś udzielić takiej odpowiedzi?
Wierzę, że jeśli naprawdę kochasz, to dajesz tej drugiej osobie siebie całego. Dosłownie. Nie weryfikujesz czy Ci się to opłaca, czy nie i co z tego będziesz miał. Nie analizujesz czy na wykonywaniu pewnych rzeczy coś zyskasz, a jakiegokolwiek poświęcenia nie traktujesz w kategoriach… poświęcenia. Po prostu kochasz. Nawet jeśli momentami on Cie krzywdzi i nie chcesz go znać. Płaczesz przez niego nocami. Kochasz go. Kochasz i dbasz o relację z tym człowiekiem. Kochasz i chcesz pracować nad swoimi niedoskonałościami właśnie dla tej osoby. Dla niego. Dla niej. Chcesz naprawiać siebie, bo wiesz, że kochasz. Nie ważne te wszystkie testy, które twierdzą, że kompletnie nie znasz swojej drugiej połówki. I nie potrzebujesz żadnych tekstów o tym, co zrobić, żeby go/ją przy sobie zatrzymać. Bo wiesz co robić.

Bo miłość wystarczy.
Koniec

Koniec

Wszystko ma swój początek i koniec. 

Dziś krótko zwięźle i na temat. Od jakichś 2 tygodni myślę o tym, co mnie czeka w nowym roku, ale też wspominam to, co właśnie minęło. 
Myślałam, że ten rok minie. Po prostu. Od tak. Bez większych zmian. Serio. W zasadzie to nie miałam żadnych wielkich postanowień czy oczekiwań, ale wiecie – zazwyczaj jest tak, że myślę PROSZĘ, PO PROSTU BĄDŹ LEPSZY NIŻ POPRZEDNI. 
Inni wymyślają: Będę ćwiczyć, będą dużo podróżować, przeczytam więcej książek, będę mniej leniwy. I co? Zazwyczaj kończy się tak, że postanowienia noworoczne, zostają postanowieniami tylko na początek roku. Gdy mamy tą motywacje, a później zwyczajnie o tym zapominamy.
Gdybym chciała podsumować ten rok jednym słowem chyba by mi się to nie udało, ten rok był przeplatanką złych i dobrych chwil.
W tym roku zmieniło się w moim życiu bardzo dużo rzeczy. Zmieniło się moje nastawienie do niektórych spraw, wydaje mi się, że pod pewnym względem dorosłam do niektórych rzeczy jeszcze bardziej niż rok temu. Przejrzałam na oczy, zaczęłam dostrzegać komu tak naprawdę  na mnie zależy. A teraz coś do ludzi, którzy mimo wszystko są ze mną i byli przez cały ten rok: Dziękuje.
Wracając do postanowień. Postanowiłam postanowić, że BĘDĘ cholernie szczęśliwa. Postanowiłam, że NIE BĘDĘ wracać do przeszłości. Postanowiłam, że NIE BĘDĘ walczyć o ludzi, którzy nie chcą mnie w swoim życiu. Postanowiłam że BĘDĘ myśleć pozytywnie i nigdy więcej NIE BĘDĘ szukać w czymś drugiego dna. Nic więcej.  Tak zwyczajnie. Bez regulaminu. Choćbym sobie miała to szczęście namalować. Wiecie to wcale nie wydaje się być trudne. Wystarczy wrócić do początku. Zacząć od nowa. Spróbować być szczęśliwym.

Zbliża się pewnego rodzaju koniec, ale zarazem nowy początek, więc wszystkim czytającym dzisiejszy wpis życzę w nowym roku wszystkiego co najlepsze, żebyście w przyszłym roku mieli przy sobie kogoś na kogo zawsze możecie liczyć, żebyście byli uśmiechnięci, zdrowi i szczęśliwi, tak po prostu! Bo to najważniejsze! 

Twój wybór

Twój wybór

Twój wybór


Jest coś takiego o czym się nie mówi zbyt wiele. A nie mówi się o tym, że niezależnie kogo wybierzesz na resztę swojego życia i tak Cię w jakiś sposób zrani. Mniej lub bardziej. Ale zrani. Bo bez tego się nie da. Te wszystkie słodkie słówka, rozmawianie ze sobą 24 na dobę, zgodność w stu procentach. Nie wierzę w zupełnie bezkonfliktowe i  bezproblemowe relacje. W takie w których nieustannie jest kolorowo. Może dlatego, że nigdy takiej nie widziałam.  A może dlatego, że takie coś w zupełności nie istnieje. Bo może i jest dobrze, ale bez złości, dogryzania i chwil ciszy się nie da. Zwyczajnie jest to nie możliwe. Co wcale nie oznacza, że miłość lub przyjaźń jest pozbawiona pewnego rodzaju magii. Według mnie magią nie jest to, kiedy codziennie budzicie się szczęśliwi. Kiedy tylko na siebie spojrzycie i czujecie coś takiego "to ten jedyny/to ta jedyna". Ale kiedy postanawiasz kogoś kochać mimo, że ewidentnie wstał lewą nogą. Totalnie ta osoba Cię irytuje, doprowadza do szału i masz ją ochotę udusić, a kiedy stoisz już ubrany i gotowy do wyjścia, gdziekolwiek, byle z dala od niej/niego, ale zawracasz, żeby spróbować porozmawiać na spokojnie. I mimo, że padają czasami naprawdę ciężkie słowa, to jest ten moment, w którym powiedzie sobie wszystko, ale się pogodzicie. Bo tak trzeba. Bo kiedyś obiecałeś, że nie będziesz uciekać. Że będziesz zawsze mimo wszystko.
To jest magia. Coś między dwojgiem ludzi co sprawia, że nie ważne jak się dzieje, oni siebie potrzebują, chcą o siebie walczyć i przetrwają największe bagno. Zawsze.


Naiwnym jest myślenie, że taka relacja to niekończąca się opowieść o czymś całkowicie cudownym, niewyobrażalnym. Kończenie czegoś argumentem, że to co było między nami się po prostu wypaliło jest głupie. Że to już nie ma sensu, przecież ciągle się kłócimy. To to naprawcie! My kobiety, jesteśmy uzależnione od emocji. A co daje więcej emocji niż moment w którym jesteśmy zakochani? Mnóstwo adrenaliny z powodu niespodziewanego dotyku, gdy łapie Cię za rękę lub głaszcze Twój policzek i nieustanne zaskoczenia drugą osobą. Początki takie właśnie są. Bezgraniczne szczęście i czujesz się jakbyś był na haju, a uśmiech nie schodzi Ci z twarzy. Ale wszystko co następuje później – to kwestia wyboru. Bo następuje pewna stabilizacja i przewidywalność, więc już nie ma tego czegoś wyjątkowego. I to jest normalne. Tak się dzieje, po prostu. Taka kolej rzeczy. Miłość i związek  jest jak sinusoida uczuć, zmienia się – niekoniecznie w coś gorszego. Po prostu innego.
Jasno widzisz wady, zalety i postanawiasz kogoś kochać. Tak po prostu i mimo wszystko. Na zawsze.
Copyright © 2014 SERAFIN , Blogger